Opowieść o psie, który chodził do księgarń, wiersz nocno-księgarski i historia niewidomej kobiety, która nosi w sobie wszystkie opowieści. Zapraszamy do lektury prac nagrodzonych w konkursie Historie z plakatu wzięte.
Czy właśnie odwiedzili księgarnię? Co wydarzyło się, zanim trafili na plakat Nocy Księgarń? Jaką mają historię? Uczestnicy konkursu Historie z plakatu wzięte napisali w sumie 75 mikropowieści inspirowanych plakatem tegorocznej Nocy Księgarń, który zaprojektował dla nas Igor Kubik. Troje laureatów najciekawszych prac wybranych przez jury otrzyma pakiety gadżetów literackich od marki Nadwyraz.com.
Agnieszka Bułat, Bazyl i Jasiek
Wyjście z domu nie było łatwe – Jasiek grzebał się jak zwykle. Prawy but… sznurówki… lewy but… sznurówki… Całe szczęście, że ja chodzę boso, bo przy czterech łapach do obsłużenia, wyszlibyśmy na spacer pewnie w okolicach grudnia!
Ale jest dobrze! Smycz w dłoń, bo jeszcze się Jasiek zgubi i idziemy. Ja w lewo – on w prawo! Ten to nigdy nie może się usłuchać! Ja nos w trawę, a on idzie prosto i w ogóle nie zauważa, że jestem zajęty. Halo! Tu się niucha!
Mijamy blok i ruszamy dalej. Dochodzimy do Alejki Ładnych Zapachów – to chyba moje ulubione miejsce na osiedlu! Mijamy pierwsze drzwi – pachnie kiełbaskami. Mijamy je. Drugie drzwi – piękna woń pieczywa. Idziemy dalej. Trzecie drzwi – też nieźle, czuję jabłka. A jednak tu także nie wchodzimy.
Nie do wiary! Jasiek zatrzymuje się przy ostatnich drzwiach. Nie wiem, które to z kolei, bo umiem liczyć tylko do trzech – tak jak on, kiedy się na mnie zdenerwuje. Teraz podchodzi do tych drzwi, patrzy na naklejki i stuka w jedną palcem.
– Zobacz, psy mogą wchodzić! – Mówi, jakby to było coś niesamowitego. Oczywiście, że mogą. Jeśli tylko raczysz przytrzymać im drzwi, to wszędzie wejdą.
Przekraczamy próg. Bardzo dziwi mnie, że ze wszystkich wspaniałych zapachowych opcji, Jasiek zdecydował się przyjść właśnie tutaj.
– Och, jaki piękny golden! – Nagle ktoś nas zaczepia. To chyba szczeniak, nie jestem pewien, ale jest wielkości pół-Janka i śmiesznie pachnie. – Wiem, bo czytałem album o psach!
Starszy egzemplarz chwyta go za rękę, zanim mnie dotknie.
– A pamiętasz, co jeszcze tam było napisane? Że bez pytania nie wolno zaczepiać obcych piesków – mówi i odciąga szczenię. Ono macha do mnie. Odmachuję ogonem.
Janek kręci się wokoło, jakby szukał urwanego tropu. Przegląda, przekłada, w końcu wybiera kilka tych prostokątnych przedmiotów. Podchodzimy do stolika, przez chwilę się nie ruszamy, coś w górze pika, a potem idziemy do wyjścia. Hurra! Nareszcie!
Wypadam za niepachnące drzwi i od razu nadrabiam stracony czas. Oho, przechodził tędy Hipek, a tutaj zostawiła wiadomość Malinka. Koniecznie muszę odpowiedzieć.
Biegam dookoła załatwiając sprawy, kiedy nagle coś do mnie dociera. Jasiek nie ciągnie, nie wyprzedza i nie marudzi. Patrzę szybko za siebie – bo co, jeżeli urwał się ze smyczy?! Uff, jednak jest. Tylko jakiś dziwny.
Trzyma nos w książce. Jasiek, czy ty niuchasz?
Ewa Kruchowska, Historia z plakatu – środkowe okno
No i znowu wyszła. To taki jej mały rytuał. Kilka razy w roku wysypuje drobniaki z niebieskiej filiżanki stojącej na półce. Reszty ze sklepów, aptek, czasem szczęśliwie znalezione na ulicy monety, po które schyla się na wyścigi z chrzęstem kręgosłupa. Skrupulatnie liczy, waży w dłoni – jakby ich wartość nominalna nie była tym, czemu może ostatecznie zaufać. Kiedy werdykt ją zadowala zakłada starą, nieco zmechaconą garsonkę i wyrusza w dół po kamienicznych, drewnianych schodach.
Gdy dociera do drzwi wyjściowych powiew świata na chwilę ją ogłusza. Tylu ludzi, tyle dźwięków nie doświadczyła już od dawna – to onieśmiela i oszałamia. Na szczęście drzwi, za którymi znowu poczuje się bezpiecznie są tuż obok. Otwiera je, witana przez drobny mosiężny dzwoneczek i łagodne, miękkie światło otulające każdy zakamarek. Wchodzi powoli, nie spieszy się, w końcu zna trasę na pamięć. Palcami przesuwa po kolorowych grzbietach, które zdają się prężyć pod jej dotykiem. Tulą się do jej dłoni, mrucząc cichutko. To jej kaplica, jej las, jej słoneczna polana, wartki strumień rzeki, nieznane krainy – jej cały świat. Ma go teraz w zasięgu dłoni. Nie zastanawia się zbyt długo, choć też nie działa pochopnie. Tutaj czas nie ma dostępu, nie ogranicza przestrzeń, jest tylko ona i wszechświat możliwości. Wszechświat, który może zamknąć w swojej niewielkiej dłoni. Jakie to zabawne – myśli, mieścić go w dłoni, choć staje się ona z roku na rok coraz mniejsza. Nie tylko zresztą ona. To pewnie dlatego droga powrotna stanowi coraz większe wyzwanie. Schody zdają się wyższe, poręcze mniej godne zaufania.
Kiedy staje w drzwiach mieszkania jest zmęczona i zdyszana – ale też szczęśliwa. Z pewnym trudem zdejmuje garsonkę, buty. Delikatnie odkłada dzierżone w ręce zawiniątko. Staram się coś dostrzec, ale jest zbyt daleko i skrywa ją mrok. Najpierw kieruje się do kuchni. Nastawia wodę w czajniku. W tym czasie wyrównuje, przyspieszony spacerem oddech. Zaparza herbatę. Gdy nalewa wrzątek jej palce wędrują w głąb szklanki – w ten sposób zyskuje pewność, że nie wleje go zbyt dużo. Zagnieżdżające się powoli w opuszkach ciepło – dość, tyle wystarczy.
Niespiesznie wraca po zawiniątko. Zawsze prosi o zapakowanie w zwykły szary papier, przewiązany sznurkiem. Cieszy ją już samo jego rozpakowywanie. Chrzęst papieru, jego zapach, szorstkość sznurka. Uśmiecha się wtedy jak mała dziewczynka w dniu swoich urodzin. W tym momencie zwykle przyciąga mnie do siebie. Jak przed laty. Delikatnie definiuje odległość między nami. Kształtuje kąty i płaszczyzny. Znajduje idealne ułożenie, w którym ja, ona, świeżo zaparzona herbata i ta niedawno przybyła do nas rzecz tworzymy nową, a jednocześnie tak dobrze nam znaną z przeszłości kompozycję. Wszystko odbywa się w aksamitnej otulinie mroku. Kiedyś potrafiłam go dla niej rozświetlić. Wystarczył mały gest i wszystkie cienie chowały się posłusznie pod szafami i łóżkiem. Od wielu lat jednak mrok jest czymś, co ona skrzętnie skrywa pod swoimi powiekami. Odkąd straciła wzrok nie mam już do niego dostępu. Nie muszę. To, co teraz trzyma na swoich kolanach, książka – której liter nie będzie wstanie przeczytać – to ona rozświetli jej wewnętrzną rzeczywistość. To trochę tak, jakby słowa nie były już potrzebne – jakby ich sens przenikał do niej przez palce, przez zapach papieru, przez dźwięk przewracanych kartek. Jakby chłonęła go całą sobą.
Tak czytać może tylko ktoś, kto ma w sobie już wszystkie opowieści, w którym istnieją miliony światów, a jednocześnie nie ma w nim już niemal jego samego – tylko pusta i czysta przestrzeń, gdzie zaistnieć może wszelkie niemożliwe. Jestem przy niej, przez te wszystkie i kolejne lata. Choć już nie potrzebuje mojego światła.
Zakurzonej starej lampki, z przepaloną żarówką.
Marian Pajdak, Zaczytani
Zaczytani są wśród nas, zaczytani raz po raz. Tak po prostu, bez pamięci zaczytani. On i ona któryś raz: „książki przykuwają nas”. Romantyczni, historyczni, oczytani.
Oczytani są wśród nas. Patrz na twarzy ich wyraz. Tak po prostu, literacko oczytani. On zaczyna czytać wstęp, ona kończy swój „ustęp”. Pochłonięci, zakręceni, rozczytani.
Rozczytani są wśród nas, do księgarni spieszą w gaz. Gdzie nowości ich czekają, bestselery. Spośród woluminów wstęg ona już wybrała pęk. Nasyceni, okupieni, czytający.
Czytający są wśród nas, Staromodni, młodzi wiekiem, książek głodni. Dokąd droga wiedzie was? Do księgarni raz po raz. Pasjonaci, literaci, książkochłonni.
Książkochłonni są wśród nas: w pokoiku, przy lampeczce, na chodniku. Przy czym milej płynie czas?… Gdy o książkach pogadasz z bukinistą, przy kawuni lub w tłumiku.
Książkolubni są wśród nas. Na ulicy, na pięterku, na poddaszu. Z książką w drogę się zbierasz, zew lektury kiedy masz… na szpileczkach, w pantofelku i w kamaszu.
Księgofani są wśród nas. W ciemno idą w księgarń las po lekturę, po poradę, dla szpaniku. Jemu album jest w sam raz, jej romanse na ten czas… dumny piesek niesie w pysku po chodniku.
Wolumani są wśród nas… Szperasz, szukasz, wybierasz, czego u siebie nie masz: kryminałku, biografijki lub tomiku. W biblioteczce układasz. W chwili wolnej poń sięgasz dla relaksu, dla refleksji, po wysiłku.
Książkokupni są wśród nas: rzadziej, częściej, raz po raz… Książkokupnych wciąż na szczęście jest bez liku. Komu w dzień nie starczy czas, w „Nocy Księgarń” nabądź nas dnia siódmego, tak po zmierzchu, w październiku.